dziennik 119/365 poniedziałek

Ogarnialiśmy działkę. I otworzyliśmy sezon ogórkowy – pierwszy zbiór za nami tudzież pierwsza mizeria z własnych ogórków. Radość!

kronikarsko -notka książkowa, bo dawno nie było o przeczytanych ksiażkach. Co więc przeczytałem od ostatniego książkowego wpisu?

  • Czerwony młoteczek pani Doroty Kotas. Czytałem z zaangażowaniem emocjonalnym. To jakby kolejna część poprzednich Cukrów. Proza autobiograficzna. Strumień świadomości. Pani Dorota, osoba w spektrum autyzmu, niezwykle wrażliwa, lesbijka, zmagająca się z depresją, mieszkająca ze swoją dziewczyną w centrum Warszawy. Opisuje swoje życie. Emocje. Wydarzenia.Nie ma tu – jak się wydaje -żadnych zaworów bezpieczeństwa. Autorka pisze co naprawdę myśli. O tym co jest ale też to co było -ze szczególnym uwzgędnieniem dysfunkcyjnych relacji z matką. I – mimo gównoburzy w internecie -uważam, że ten motyw jest bardzo ważny. Mało tego: uważam, że to jest książka dla rodziców. Pani Dorota budzi we mnie jakieś emocje ojcowskie , opiekuńcze. Życzę jej jak najlepiej i czekam na kolejne książki.
  • Wygasanie. Zmierzch mojego Kościoła Tomasza Terlikowskiego – to była dziwna i bardzo ciekawa lektura. Z Terlikowskim nigdy się nie zgadzałem (zwłaszcza w okresie , gdy był naczelnym Frondy i turbokonserwatystą – jakieś ślady tej niezgody miożna znaleźć w TEJ , jednej z najwazniejszych dla mnie notek) . Jednak on się zmienił. W jakiś sposób ukorzył. Przeprosił za swoje wcześniejsze poglądy. I ja to szanuję. W Wygasaniu , które mam całe popodkreślane, Terlikowski przechodzi przez najnowszą historię Kościoła Katolickiego w Polsce, przez jasne i ciemne strony tej historii. Powiem tak: obserwacje i spostrzeżenia mamy bardzo podobne, wnioski i decyzje mamy zupełnie odmienne. Czemu trudno się dziwić – on pozostaje osobą „głęboko wierzącą” i jak się wydaje przyjmuje dziś pozycję „katolika otwartego” (którym on nigdy wcześniej nie był, a którym ja byłem „od zawsze”), ja : dziś jestem niejako na zewnątrz. Moje przemyślenia odnośnie tej książki to jest w sumie temat na osobną, sążnistą notkę, ale kto by chciał to czytać? 😉
  • Morfina Sczepana Twardocha – rewelacja. To trzecia przeczytana przeze mnie powieśc autora i jestem pod ogromnym wrażeniem jego talentu. To jest wielka literatura. A przecież Twardoch to jeszcze młody chłopak jest. Oby tak dalej!
  • Kto zapłacze nad twoim grobem. 101 lekcji o życiu , które napisał Robin Sharma, przeczytałem z uśmiechem – powolutku, po jednym rozdzialiku. Mimo, że epizod fascynacji „pozytywnym myśleniem” dawno już minął i ten temat równiez odkreśliłem grubą kreską, miło jest poczytać nieskomplikowane porady typu: „smakuj przygodę„, „żyj pełnia życia abyś mógł umrzeć szczęśliwy” „zbieraj inspirujące cytaty” „kochaj swoją pracę”, „zasadź drzewo” „bądź niekonwencjonalny” czy „odbuduj więź z przyrodą”. I tak 101 razy. No jak tu się nie zgodzić ? 😀

Dobrze, a skoro ostatnio wzięliśmy na tapet tanga – dzisiaj podesłane przez Tuv tango z filmu Maska Zorro:

dziennik 108/365 czwartek

Spod mojego mostu wyjechałem przed 7:00 czyli że zaspałem. Tak więc przy zjeździe z promu w Niemczech był oczywiście komitet powitalny w postaci policji i celników, ale brali wybiórczo i mi się upiekło. Przez cały dzień przemierzałem Niemcy nudnymi niemieckimi autostradami, jakimś urozmaiceniem były ulewne deszcze, gwałtowne burze , tornada i powalone drzewa.

Podróż umilała mi Morfina Szczepana Twardocha. ( chociaż „umilała” to nie jest dobre słowo, bo u Twardocha treści są raczej ciężkie) Jaki to jest autor! Jaka monumentalna rzecz! Coraz bardziej go pokochuję! (czy to jest napisane po polsku?) Słuchając tej powieści znakomitej interpretacji Maćka Stuhra czułem się niemal jak w teatrze. Aktor dwoił się i troił, wcielał w role, zmieniał głosy, gwary, akcenty, języki, intonacje. Słucham z ogromną przyjemnością i czas szybciej upływa, a jeszcze dużo przede mną.

A skoro już o książkach mowa, zróbmy odcinek książkowy: skończyłem Panią Bovary Flauberta w ramach nadrabiania klasyki i doprawdy nie rozumiem z jakiego powodu ta powieść miała wywołać w XIX w olbrzymi skandal i znaleźć się na indeksie ksiąg zakazanych? Jak bardzo zmieniają się ludzie i ich postrzeganie świata. Z dzisiejszego punktu widzenia jest to po prostu bardzo dobra powieść obyczajowa.

Skończyłem też trylogię duńskiej autorki Lotte Kaa Andersen o kopenhaskiej klasie średniej: Ulica koneserów, Sto dni i Siedem dróg. Bardzo ciekawy obraz współczesnego duńskiego społeczeństwa. Autorka przedstawiając skomplikowane historie swoich bohaterów subtelnie skłania czytelnika do zadawania sobie pytań egzystencjalnych – o podstawowe wartości: co jest w życiu ważne? Po co to wszystko? Jak żyć dobrze i czym tak naprawdę jest sukces w życiu? Czy rzeczywiście sukces mierzy się pieniędzmi? A szczęście? Co to jest szczęście? Na czym polega? A jeżeli jest pustka, to jak ją wypełnić? Jeśli brak nadziei, to jak ją znaleźć? Autorka nie udziela odpowiedzi, bo takowych nie ma ( dla każdego są inne) ale czasami same pytania też są ważne. Dobrze się to czytało.

* * *

Poniżej obiecane zdjęcie spod duńskiego mostu pod którym zawsze śpię. To jest dobre miejsce bo stamtąd jest w jedną stronę tylko godzinkę do Kopenhagi, w drugą stronę pół godziny do promu na Niemcy i świetna baza wypadowa na spacery – chociaż tym razem nie miałem na nie czasu.

Tymczasem stoję pod Frankfurtem nad Menem, agregaty mam podłączone do prądu– silnik nie musi w nocy pracować, jutro zrzucam ładunek w Darmstad, po południu jeszcze jeden ładunek z lekami do Belgii, który zrzucam po 21:00 i weekend będzie belgijski. 😃👍

dziennik 96/365 sobota

U nas dzisiaj prawie 30 stopni. Zamiast siedzieć w aucie poszedłem na spacer do nieodległego Elstow, do znajomych miejsc (pisałem o nich przed miesiącem). Sprawdziłem co tam słychać na starym cmentarzu i w pobenedyktyńskim opactwie, pokręciłem się wokół domu Johna Bunyana, po czym ruszyłem na tereny zielone szukać cienia i połazić po krzakach. Znalazłem nawet fajne:

I tak łaziłem sobie ze 6 km. Potem – jako, że miałem ze sobą książki, jakieś napoje i owoce, znalazłem ustronną ławeczkę i czytałem, i tak dzień zleciał.


Książkowo:

  • Skończyłem Stambuł. Wspomnienia i miasto Orhana Pamuka. Noblista wspomina Stambuł z czasów swojego dzieciństwa i młodości. Najciekawsza była dla mnie druga część, w której autor „rozprawia się” ze swoją młodością. Spojrzenie na chłodno, z dystansu na swoje życie z perspektywy dojrzałego człowieka, głęboka retrospekcja i spojrzenie na nowo na stare wydarzenia – może mieć wymiar jakiś oczyszczający, terapeutyczny? Tak myślę i myślę, wczytując się w szczerość ostatnich rozdziałów, że ta książka była autorowi potrzebna. Przy okazji, jakby korespondując z treściami podawanymi przez noblistę, myślałem też o swojej młodości, choć nie była to rozprawa na miarę Pamuka. Ciekawe doświadczenie. Może będzie z tego kiedyś jakaś notka? 😉
  • W audiobooku skończyłem Ulicę koneserów – pierwszą część trylogii duńskiej pisarki Lotte Kaa Andersen o życiu duńskiej klasy średniej w bogatych dzielnicach Kopenhagi. Co kryje się za fasadami pięknych domów i publicznymi wizerunkami wziętych adwokatów, pośredników nieruchomości czy rzutkich biznesmenów? Jacy są naprawdę, gdy zrzucą maski? Autorka swoimi opowieściami w naturalny sposób sprawia, że czytelnik zaczyna się zastanawiać co jest w życiu najważniejsze? Od razu zacząłem słuchać drugiej części.
  • I w końcu: został mi ostatni rozdział znakomitych esejów literackich i podróżnych profesora Ryszarda Koziołka Wiele tytułów. Eseje przygodne. Gdy literaturoznawca i erudyta piszę o książkach i o podróżach tkając swoje eseje z różnych nici, łącząc różnorakie teksty, historię, miejsca, postaci, wychodzi majstersztyk wobec którego czytelnik pozostaje w zachwycie, zdumieniu i świadomości własnej niewiedzy. 😉

dziennik 42/365 poniedziałek

Cisza na łączach. Nigdzie nie pojechałem. Jak luzik, to luzik – nawet się im nie przypominałem. W końcu to im powinno zależec, by kierowca pojechał w trasę. Nie wnikam. Czuję co prawda lekki dyskomfort, bo jednak lubię, gdy życie jest wyraziste – jadę, to jadę, odpoczywam, to odpoczywam. . Ale nic. Siedzę w domu i cieszę się życiem rodzinnym. Dziś trochę w domu – popichciłem, poczytałem, trochę na działce – skosiłem trawę, poplewiłem , spojrzałem co tam wschodzi.

Teścia przyjęli do szpitala, jutro będą coś działać.


Czytam Trylogię kopenhaską Tove Ditlevsen -duńskiej poetki i prozaiczki. Rzecz jest autobiograficzna i jak na razie bardzo koresponduje z książką Lata ubiegłorocznej noblistki Annie Ernaux. Ditlevsen więcej uwagi poświęca jednak relacjom i kontekstom społecznym. W każdym razie – przeczytałem dzieciństwo (pierwsza połowa XX wieku – autorka urodziła się w 1917 roku) i jestem w połowie młodości. I gdy sobie tak poczytałem, to w sumie cieszę się, że żyję w „dzisiejszych czasach”. Dziś jest lepsze niż wczoraj – to sprzed stu lat, a nawet sprzed pięćdziesięciu, w bardzo wielu kontekstach – nie tylko dobrobytu ale też relacji społecznych, dostępiu do edukacji, wolności. Ludzkość jednak – powoli, bo powoli – ale się rozwija ku lepszemu. Temat do dyskusji, ale tak to -wbrew pozorom – widzę. 🙂


cytat na dziś: Blaise Pascal

„Jakąż chimerą jest człowiek! Jakąż nowością! Jakim potworem, jakimż chaosem, jaką sprzecznością. Jamimż cudem! Osądzając go ze wszystkich stron naraz: toż to nędzny robak, kloaka prawdy, zlew niepewności i błedów – chwała i wstyd wszechświata. „


fotka z działki: hiacynty zakwitły 🙂

dziennik 7/365 poniedziałek

Ominęły nas w tym roku oskarowe emocje. Zawsze mieliśmy taki obyczaj, że przed rozdaniem nagród głównych faworytów i znaczną część nominowanych filmów obejrzeliśmy i zawsze były jakieś swoje typy, dreszczyk emocji, jakieś satysfakcjje, rozczarowania. W tym roku ni hu hu. Poza pięknym filmem o którym pisałem wczoraj nie obejrzeliśmy nic. Może dlatego, że w kwestii rozrywki oboje ostatnio bardzo poszliśmy w literaturę i niewiele oglądamy czegokolwiek? Ale zaległości trzeba nadrobić i to szybko – wszak niedługo wyjeżdżam – za chwilę zasiadamy oglądać zwycieżcę. Będzie się działo!

Poza tym życie się snuje – dziś byliśmy odwiedzić dziadka Rysia. Wyłączyliśmy mu na chwilę TVP Info, żeby pogadać o pogodzie, sadzeniu pomidorów, pieczeniu ciast i innych takich, a jutro muszę go zawieźć do Lubina na kontrolę rozrusznika. Zastanawiałem się przez chwilę, czy po drodze włączyć swoje ulubione Radio Nowy Świat, gdzie akurat poranny wtorkowy program prowadzi dr Katarzyna Kasia – ale jednak chyba nie – bo ten rozrusznik…

Książkowo: zmęczyłem Julię Kristevą i książkę Ta niewiarygodna potrzeba wiary – ateistyczna filozofka pisze o potrzebie wiary. Ciężka filozofia i dużo Freuda, strasznie mnie ta Kristeva wymęczyła. Niemniej parę smaczków sobie od niej wziąłem i zapisałem w kajeciku.Wyciągnę w stosownym momencie. A teraz lecę z wypożyczonym Iwaszkiewiczem i jego opowiadaniami. Dzis Panny z wilka – i prosta, ogromna przyjemność czytania. Fajne te Panny!