białe kruki (1)

Porządkowałem biblioteczkę. To jest bardzo przyjemne zajęcie. Pomyślałem, że podzielę się na blogu kilkoma moimi książkami. Takimi, które są bądź najważniejsze, najpiękniejsze, które wywarły na mnie wpływ, do których mam sentyment, albo są po prostu ciekawe – ze względu na swoją historię. Takie moje osobiste białe kruki.

Dziś „Drogowkazy” Daga Hamarskjolda w tłumaczeniu księdza Jana Ziei (o Ziei też będzie w tym cyklu – on nauczył się szwedzkiego, żeby tę książkę przetłumaczyć). Czytałem ją dawno dawno temu, w młodości. Teraz o niej sobie przypomniałem. Hamerskojd był szwedzkim politykiem, ekonomistą i filozofem, dyplomatą, przewodniczącym Organizacji Narodów Zjednoczonych, pośmiertnie przyznano mu Pokojową Nagrodę Nobla.  Był człowiekiem głęboko wierzącym (niektórzy mówią: mistykiem) i jego przekonania znajdowały przełożenie w publicznej działalności. Z ciekawostek: kochał literaturę i pisał haiku. Powiedział kiedyś, że ONZ nie została stworzona po to, żeby na ziemi był raj, ale żeby nie było na niej piekła. I całe życie poświęcił budowaniu mostów między ludźmi, zażegnywaniu konfliktów, szukaniu zgody i pokoju. A działał w trudnych latach 50tych ubiegłego wieku. Przydałby nam się dzisiaj w Polsce…

Hammarskjöld zginął w katastrofie lotniczej nad północną Rodezją w Afryce, leciał z misją pokojową, by zażegnać konflikt w dawnm Kongo Belgijskim. Zestrzeliły go tajne służby RPA, gdzie wcześniej bardzo stanowczo wypowiadał się przeciwko dyskryminacji
rasowej.

„Drogowskazy” to zbiór luźnych myśli, zapisków i wierszy Hamarskjolda. Niektórzy mówią , że to „dziennik duchowy” ale ja uważam, że to przesada – raczej „poetyckie rozważania”. Gdy się to czyta – powiem patetycznie – czuć, że z jego myśli dobro promieniuje. Nie wiem dlaczego nikt Drogowskazów nie wnawia? Wydanie z 1981 roku bywa do kupienia na Allegro i w antykwaiatach za spore pieniądze. Polecam wszystkim, a zwłaszcza politykom, zwłaszcza wierzącym. Są różne modele bycia politykiem i życia wiarą- Dag Hammarskjöld może być  punktem odniesienia. Jest jakaś piękna spójność między jego wiarą a jego działaniem – między tym co myśli, a tym co robi . Szczerość , prawda i zero obłudy. Prawdziwy mąż stanu. Myślę, że warto go dzisiaj przypomnieć.

„Drogowskazy” można czytać na chybił-trafił -zawsze się znajdzie coś mądrego i pięknego.

pięć myśli – wybór subiektywny:

„Zachować milczenie wewnętrzne – nawet wśród hałasu i wrzawy. Być zawsze otwartym i cichym, być jak wilgotny czarnoziem, ogarnięty mocą zapładniającą, gdy pada deszcz i wschodzi ziarno… Jak wielu jeszcze tych, co przedeptują pola w spiekocie dnia i kłębach kurzu.”

„Obym umiał trwać -coraz mocniejszy i coraz prostszy, coraz cichszy i coraz cieplejszy.”

„Stanowisko nigdy nie daje ci prawa do rozkazywania.”

„Nie badaj, dokąd prowadzi każdy twój krok: tylko ten, kto wzrokiem sięga daleko, znajduje właściwą drogę.”

„Człowiek nawet najbardziej aktywny, jeżeli nigdy nie „zbliżył się” do drugiego człowieka, ma uczucie obracania się w świecie nierzeczywistym. Stara baśń: zaklętemu w zwierzę lub w ducha może ludzką postać przywrócić tylko miłość innego człowieka.”

Na  Myślach paradoksalnych  historia o tym, jak Dudi został KOD-owcem i pojechał manifestować –  zapraszam zainteresowanych  – zwłaszcza w dniu, w którym przy słowie „demokracja” w odniesieniu do Polski możemy zacząć stawiać cudzysłów… 😦

 

o marszu i nowej formie literackiej

Życie płynie szybko – zwłaszcza w polityce i dziś już o Marszu Niepodległości nikt nie mówi… są kolejne gorące tematy. Ja jednak chciałem się zatrzymać chwilkę i wypunktować pewne rzeczy: jeszcze wczoraj dało się słyszeć w Polsce pomruk zadowolenia , że marsz narodowców przeszedł w Warszawie, po raz pierwszy od dawna nie wyrządzając tejże Polsce wielkiej szkody. No szacun chłopaki! – tak trzymać.

Wiedzieliście, że gośćmi specjalnymi tego marszu „środowisk patriotycznych i narodowych” byli faszyści z Włoch i z Węgier? I że przemawiali na trybunie pod stadionem?- obok tego narwanego młodzieniaszka w sutannie nazywającego siebie „duszpasterzem”, którego podniecenie jest wprost proporcjonalne do ilości ludzi do których przemawia? Prawdziwe duszpasterstwo ma się do tego, co robi ten człowiek jak krzesło do krzesła elektrycznego.

Goście Marszu byli z włoskiej partii Forza Nuova która należy do koalicji partii faszystowskich założonej przez Alessandrę Mussolini (wnuczkę tego Mussoliniego) i jest w tej koalicji najbardziej radykalnym członkiem. Inni przyjechali z węgierskiego Jobbika – partii neofaszystowskiej czerpiącej z tradycji lat czterdziestych ub. wieku (Węgry były sojusznikiem Hitlera) – partii, która współpracuje z neonazistowskimi i ekstremistycznymi grupami. Szacowni goście pojechali później do Sejmu prowadzeni przez nowowybranych posłów-narodowców (mamy ośmiu).

Nikt się nie oburza, nikt nie protestuje – co się dzieje? Ciche przyzwolenie . Takie czasy. Ja się oburzam, protestuję i piszę – nie tylko wobec prowadzania faszystów po naszym Sejmie, również wobec haseł wypisanych na transparentach i przyśpiewkach śpiewanych przez uczestników w imię miłości do Boga i Ojczyzny… Za przeproszeniem:  „Jebać Araba bo kozy to nie wypada„- to jedna z bardziej twórczych propozycji. Oczywiście Żydzi, muzułmanie i uchodźcy jako największe zło tego świata…. i „żydowska okupacja”… i „Polska dla Polaków”…

Był tam też mój kolega 😉 , pozdrawiał babcię:

Teraz niech będzie trochę na wesoło -uśmiechnijmy się gorzko. Dwóch uczestników wczorajszego marszu niosło – słynny już plakat, który wskazuje na niewątpliwe zdolności autorów w zakresie tworzenia małych form poetyckich (w końcu prawdziwi Polacy):

foto: Piotr Halicki / Onet

Niezawodny pan Michał Rusinek  (info dla narodowców: to były sekretarz Wisławy Szymborskiej, wielkiej polskiej poetki, noblistki) podjął w tej samej konwencji zabawę językową (hasło ma być głupie i prostackie, pierwsza część kulinarna, druga antyreligijna) i napisał na swoim profilu na fb:

Na marszu niepodległości pojawiło się hasło „Wolimy kotleta/ od Mahometa”. W przyszłym
roku proponuję iść dalej: „.

Wolę dorsza z kutra/ od Marcina Lutra”,
„Wolę boczek chuddy/ od nauki Buddy”,
„Wolę przetwory/ od Tory”,
„Wolę pierogi, niż obce bogi”,
„Wolę w barszczu uszka/ od Konfucjuszka”,
„Wolę spirytus czysty/ od hinduisty”,
„Wolę melona/ od mormona”,
„Wolę świńską tuszę/ niż być ateuszem”,
„Wolę piernika/ od ewangelika”,
„Wolę aqua viatae/ niż mariawitę” itp

po wpisie pana Michała pojawiła się radosna twórczość czytelników, czyżbyśmy mieli do czynienia z powstaniem nowej formy literackiej na wzór moskalików? Kto wie?  Ta nowa forma mogłaby się nazywać „mahometki” 😉   Jedna obawa, że chłopaki z marszu nie zrozumieją żartu i wezmą sobie niektóre teksty jako gotowce  w przyszłym roku – ale chociaż będzie wesoło. Cóż – jest ryzyko, jest zabawa. Poczytajmy i uśmiechnijmy się smutno (żeby było paradoksalnie):

Wolę wódkę czystą, niż zostać buddystą
Wolę schabowego niż prawosławnego
Wolę bażanta od protestanta
Wolę jeść to co owca od zielonoświątkowca
Wolę żurek pyszny od wyznawców Kryszny
wolę zupę ze słoika niż ‚polskiego’ katolika
Wolę gulasz z krowy od świadków Jehowy
Wolę stek krwisty / od adwentysty

a gdy już się towarzystwo rozkręciło, prawdziwy popis dała pani Dorota (czyli, że gatunek się rozwija ):

Wolę mizerię niż masonerię.
Już wolę kleik niż Opus Dei.
Lepszy makowiec niż bezpopowiec.
Wolę wołowe bitki niż szyitki i sunnitki.
Już prędzej michę pierogów niż kościół scjentologów.
Milszy mi pstrąg niż Falun Gong.
Owsianka na śniadanie raczej niż zaratusztrianie.
Wolę kakao aniźli tao.
Lepsza smażona miruna niż sekta Sun Myung Moona.
Od chrześcijańskiej gnozy wolę mleko. Od kozy.
Lepszy jest pasztet z gęsi niźli jacyś waldensi.
Kasza gryczana pyszna, lepsza niż Hare Kryszna.
Wolę pieczyste niż lefebrystę

Na koniec: najgorszy w moim mniemaniu polski biskup: Henryk Hoser, został w niedzielę odznaczony przez prezydenta Dudę. Prezydent uzasadniał, że to „za zasługi dla Kościoła” (jakie?! i czy prezydent jest kompetentną osobą do oceniania zasług dla Kościoła i przyznawania za to medali? ) . Uzasadniając prezydent mówił również, że Hoser „nie wahał się przedstawiać swoich przekonań, nawet gdy był narażony na krytykę„. No to ja też się nie waham. Może kiedyś dostanę order?

* * *

jako cytat na dziś niech będzie mistrz Kapuściński – kiedyś już to cytowałem, ale wciąż aktualne i jak się okazało po latach – prorocze:

Post scriptum: 

notka opublikowana wczoraj wieczorem okazała się być przez przypadek bardzo paradoksalna – w świetle wydarzań dzisiejszej nocy we Francji…nawiązując do tekstu Kapuścińskiego: atakują nas dzisiaj te plagi z ogromną mocą – jak się wydaje: wszystkie naraz i każda z innej strony.

śledzę jak wszyscy to co dzieje się we Francji (islamscy terroryści zaatakowali we Francji, w sześciu zamachach zginęło prawie 130 osób, 90 walczy o życie), jest mi bardzo smutno i jestem wściekły – łączę się w bólu z Francuzami – współczuję . Mam nadzieję , że to wzmocni Francję i świat w walce z terrorystami Państwa Islamskiego – którzy na dzień dzisiejszy osiągnęli swój cel (zapewne jeden z wielu): wywołać strach, podział i zamęt. Dzisiaj w Europie grają emocje -to zrozumiałe. A niektórzy grają na tych emocjach.

Tak, to woda na młyn środowisk o których piszę w notce. Czy w związku z tym co zaszło mają rację ? Nie mają. Ale to, jak również szerszy komentarz do francuskiej tragedii, to temat na osobny tekst – o wiele poważniejszy w swojej wymowie.

chybcikiem o radościach, spóźnionym weekendzie i bieganiu w zimie na dodatek

napiszę, że u mnie dzisiaj weekend i w poniedziałek mam sobotę a jutro niedzielę, w środę zaś wrócę do rzeczywistości. Wszystko dlatego, że w weekend pracowałem bardzo cężko w Poznaniu od siódmej rano do dwudziestaj pierwszej w piatek i sobotę, a w niedziele tak, żeby zdążyć na mecz. Maraton był – jak wiadomo.

Dziś chciałem się podzielić zawodową radością: żniwa, panie mieliśmy… w październiku. Odkąd pracuję w tej firmie jeszcze tak nie było,żebyśmy przez trzy dni po kilkanaściie godzin uwijali jak w ukropie. Wszystko przez zbieg okoliczności…. po pierwsze : koledzy z branży przywieźli przede wszystkim t-shirty, bezrękawniki i krótkie spodenki,żeby je wyprzedawać na koniec sezonu, po drugie duża część wesołej gromadki 6tyś maratończyków z przejęcia nie pomyślała , że będzie naprawdę zimno… a ja z racji, że pękła gumka i auto zepsute, pożyczyłem od brata większy samochód i zabrałem ze sobą niemal cały magazyn włącznie z czapkami , rękawicami i wszystkim co na zimę (to się nazywa szczęście w nieszczęściu). No i mieliśmy oblężenie trzydniowe, a koledzy z innych stoisk patrzyli na nas z zazdrością. A w niedzielę, na dwie godziny przed startem, to już wszyscy mieliśmy obłęd w oczach: zarówno kupujący jak i sprzedający. Człowiek przed startem przestaje myśleć racjonalnie (coś o tym wiem), więc wszyscy kupowali wszystko i za każdą cenę. Klimat był jak na tureckim targowisku (nie wiem jak jest na tureckim targowisku, ale tak mi się kojarzy) Jakoś udało się dociągnąć do startu o dziewiątej i wtedy nastała na stoisku wielka cisza. Szkoda, że nie sfotografowałem tego pobojowiska… potem jeszcze „dożynki” bo wielu sobie chciało kupić coś w nagrodę, pakowanie i do domu na mecz… Pobiliśmy wszelkie rekordy, a wynik przekroczył wielokrotnie nasze oczekiwania .

Radości tego dnia było więcej, bo po pierwsze – w końcu jakiś Polak wygrał maraton, przed Kenijczykiem (któremu temperatura dała w kość). O Kenijczykach na polskich biegach i swoich mieszanych uczuciach pisałem tutaj.

no i wieczorem nasi wygrali z Irlandią i awansowali do Euro (ale się darłem dając upust emocjom!)

czyli , proszę Państwa – jest dobrze! i nie weźcie tego za przedwyborczą agitację (swoją drogą: zrobiłem sobie Latarnika wyborczego i naprawdę się zdziwiłem ! znaczy – jeżeli chodzi o tyły, to wiedziałem , że na szarym końcu będzie Kukiz z PiSem, tuż przed Korwinem, bo ja – jak raczej nie byłem prawicowy, to ostatnio nie jestem jeszcze bardziej –  ale początek naprawdę mnie zdziwił… jutro se zrobię jeszcze jednego, dla pewności) 😉

* * *

przy okazji obiecany poradnik biegowego ubierania się na jesień i zimę (ze specjalnymi pozdrowieniami dla Jakiegoś Innego Anonima):

 

temperatura powyżej zera: wystarczą zwykłe długie leginsy lub leginsy 3/4 jeśli jest cieplej, na górę wystarczy jedna warstwa z długim rękawem lub lekkie dwie (t-shirt + wiatrówka) albo długi rękaw i T-shirt na to.

nieco poniżej zera: długie leginsy , bluza długi rękaw + kurtka dwuwarstwowa, lub bluza tymu softshell z bielizną

poniżej dziesięciu stopni: leginsy ocieplane lub bielizna termiczna + spodnie „wiatrówki”, albo jeśli jest wiatr leginsy z membraną przeciwwiatrową lub spodnie ocieplane typu thermal  , na górę I opcja: kurtka biegowa zimowa (z dwóch warstw) + bluza długi rękaw lub bielizna termiczna, II opcja: bluza ocieplana, wiatrówka i bielizna III opcja dla zmarzluchów , trzy warstwy odziezy: bielizna, bluza ocieplana i kurtka, ale to już na wielkie mrozy. Do tego rękawice z membraną przeciwwiatrową i taka czapka.

generalnie: co człowiek to inne potrzeby i wszystko  wychodzi w praktyce.
Zestaw dla biegacza na jesień zimę powinien wyglądać tak:
– leginsy
– leginsy ocieplane
– koszulka długi rękaw
– koszulka typu thermal ocieplana
– wiatrówka
– kurtka biegowa dwuwarstwowa
opcjonalnie : bielizna termiczna
– rękawice z membraną, czapka

można zajrzeć na tę stronę , gdzie ładnie wszystko widać na modelkach i modelach 🙂

bigos czy budyń

co wolicie Drodzy Państwo? Nie musicie odpowiadać – uznajmy , że to pytanie retoryczne, a na tym blogu zachowajmy spokój wobec swoich odmiennych preferencji.

Dudi.blog w zamyśle zupełnie nie jest polityczny. Dziś jednak polityki dotknijmy. Tylko troszeczkę. Nie znosze kampanii wyborczych. Zwłaszcza pierwszych tur , ale drugich też. To jest wojna na propagandy. Groteska. Festiwal manipulacji. Znacznie wolę „okres zwykły”.

W ludzi wstępiuje jakiś diabeł. Normalni stają się nienormalni, a nienormalni idiocieją.Spokojni stają się nerwowi, a nerwowym wszystko puszcza. Racjonalni odlatują. Jako użytkownik medium społecznościowego zwanego facebookiem nie mogłem wyjść ze zdumienia co się porobiło z tym narodem? Do tej pory używałem fb po to, żeby zobaczyć co tam u znajomych – bo po to to jest : pasje , zainteresowania, rodzina, srodowisko, dzielenie się życiem.Polityka też, ale z umiarem – w końcu to też część życia. Tymczasem niektórzy wykorzystują to medium i swoje prywatne profile jako tubę propagandową dla swoich poglądów politycznych. I nic, że nikt tego nie lubi – walą na odlew, po kilka razy dziennie – chamsko, agresywnie, prostacko i bardzo często obraźliwie dla tych, których poglądy są odmienne.Gdy się ma takich cała gromadę , człowiekowi robi się niedobrze. Na tych mam jeden sposób, na który dzięki Bogu facebook pozwala: klikam na ptaszka po lewej i odznaczam „przestań obserwować użytkownika”. I jest spokój. Póki co w naturalnuy sposób ubyło zwolenników kandydatów , którzy odpadli w pierwszej turze. Uff. Ale oni jeszcze wrócą. Tymczasem co bardziej zaangażowani zwolennicy pozostałych dostali kociokwiku. Zero merytoryki, same emocje. Nagle do rzeczy najważniejszych urasta to, że ktoś komuś podpowiedział, że nalezy przytulić czy pocałować. I cała Polska tylko o tym. Gra na emocjach, której ulegamy. No trzeba to wytrzymać , jeszcze dwa tygodnie.

Niemniej – jako, że w polityce się dzieje i zaczyna być „ciekawie”- wracam do Myśli Paradoksalnych. Założyłem im nawet stronę na fb, na której będe po pierwsze linkował nowe wpisy, po drugie umieszczał polityczno/społeczno/gospodarcze szorty (krótkie mysli i „eureki” ) oraz linki do rzeczy z mojego punktu widzenia istotnych. Jaki jestem wiecie mniej więcej – ja nie jestem z tych, którzy zmieniają poglądy w jedną noc. A tzw. fanpage’a założyłem , ponieważ nie znoszę , gdy ktoś wali mi polityką między oczy, kiedy nie bardzo sobie tego życzę. Nie chcę więc ani na tym blogu ani na fanpage’u dudiblog umieszczać tematów politycznych – bo inna jest jego specyfika. Kto chce się poboksować, zapraszam na bloga Myśli Paradoksalne, gdzie zamierzam się wywnętrzać politycznie, porządkować skołatane myśli i absolutnie nie być bezstronnym. A żeby być na bieżąco można na własną odpowiedzialność polubić na fb „myśli paradoksalne„. Jeżeli chodzi o treść , to jeszcze nic tam nie ma , ale forma mi się podoba 🙂

fotki z bloga kulinarnego:

widziałem płaczących senatorów…

w ubiegły piątek byłem w Senacie RP na konferencji "List do taty" będącej po pierwsze finałem akcji senackiej Komisjii Rodziny i Polityki Społecznej oraz inicjatywy Tato.net – akcja polegała na pisaniu przez dzieci listów do ojców, po drugie – okazją do spotkania ojców i organizacji wspierających ojcostwo z senatorami i zrobienia kolejnego zamieszania wokół ojcostwa jako sprawy, którą należy się zajmować i wspierać. 
Ale ja o samych senatorach. Konferencja rozpoczęła się odczytywaniem listów dzieci przez senatorów. Jako że listy były poruszające – czytającym załamywał się głos, leciały łzy. I przyznać trzeba, że widok senatorów , którzy płaczą jest widokiem bardzo rzadkim. Na obiedzie w stołówce sejmowej siedziałem przy stoliku z pracownikami senatu, którzy takich łez – w normalnych warunkach – sobie nie przypominaja. Ot: ludzkie oblicze polityka… Przyznać trzeba , że listy dzieci były bardzo poruszające i każdy z nich pokazywał jak ważna jest obecność taty – w życiu i w rodzinie. Zwłaszcza widać to było tam, gdzie dzieciom taty brakowało i dawały to w swoich listach odczuc i zrozumieć. A były takie listy – poruszał bardzo list dziecka do taty z chorobą alkoholową . Zwycięzył list dziewczynki piszącej do samotnego ojca, po śmierci mamy opiekuje się trojgiem dzieci. Chociaż trudno te wszystkie listy traktować w kategoriach rywalizacji i zwycięzania. Wszystkie były piękne i ważne – a kiedy zostaną wydane (jak było to publiczie obiecane) przysłużą się ważnej sprawie….
No i cóż – w dobie, kiedy powszechnie wiesza się psy na politykach, a politycy wieszają psy na sobie nawzajem miło było spojrzeć na senatorów różnych opcji skupionych w zgodzie wobec jednej idei i zwracających uwagę na rolę ojca w wychowaniu dzieci. Temat – jak później przyznawali w panelowych dyskusjach – zaniedbany. Pomimo obecności polityków różnych stron nie widać było zbyt wielkich różnic poglądów. 
Tak na marginesie : jedyną – jaką udało mi się wychwycić była różnica zdań n.t. funkcjonowania i sensu istnienia tzw."ustawy przemocowej" (której osobiście byłem zwolennikiem). Różnica wynikająca raczej z klucza politycznego niż z trzeźwej oceny sytuacji. Dziwię się że są ludzie traktujący prawo do bicia dzieci jako niemalże podstawowe prawo człowieka… Zresztą : po roku funkcjonowania ustawy okazuje się , że w oparciu o jej przepsy nie zabrano z polskich rodzin ani jednego dziecka!  A pamiętam dobrze to straszenie masowym zabieraniem dzieci przez urzędników… Są różne funkcje przepisów prawa – ten zakazujący bicia dzieci to bardziej instrukcja niż sankcja, choć zdaję sobie sprawę, że wiele wody jeszcze w rzekach upłynie zanim dzieci przestaną być bitę przez rodziców, a bicie jako srodek wychowawczy przejdzie do lamusa…
Wracając do tematu : tak sobie myślę, patrząc na całą konferencję, że to jest może rola dla Senatu ?  Wciąz toczy się dyskusja czy jest potrzebny? Po co? skoro przeważnie tylko przybija pieczątki na tym co uchwalił Sejm? Tak więc akcje społeczne, ścisła współpraca z organizacjami pozarządowymi, bycie blisko ludzi, podejmowanie społecznych inicjatyw oraz swogo rodzaju ich koordynacja to jest bardzo konkretna droga dla Izby Wyższej. Gdyby tą drogą zmierzać – konsekwentnie i stanowczo – nikt nie będzie się zastanawiał nad jego zlikwidowaniem ani też nie poddawał w wątpliwość potrzeby jego istnienia. 
Będzie na to szansa w przyszłej kadencji, kiedy – wybec zmienionej ordynacji i jednomandatowych okręgów – "twarz senatu" będzie nieco inna niż dotychczas i układ sił nie będzie odzwierciedleniem układu sił politycznych w Sejmie. 
Dziś więc laurka dla Senatorów – i wielki szacunek za akcję List do taty – tak trzymac Panie i Panowie!
tu relacja medialna
—— 
Jako że nie mogłem się do końca zdecydować na którym blogu umieścić notkę osobistym, czy polityczno-społecznym – umieszczam na obu   🙂
—-
A jeżeli chodzi o ojcostwo, dla zainteresowanych: oto mój debiut i wstępniak do cyklu ojcowskich felietonów na portalu katolickim franciszkańska3. Kto chce niech czyta 🙂