dziennik podróżny (6)

Jestem we Francji. Około osiemdziesięciu kilometrów od Paryża, gdzie jutro ładuję i pomykam do Wielkiej Brytanii. Od ostatniego wpisu w Bułgarii trochę się działo – zgodnie z przewidywaniem ładunek z Grecji – i leciałem w okolice Mediolanu. Dwa dni mocnej jazdy. Po rozładunku podlot prawie pod Neapol i tu niespodzianka – ładowałem się niemal u stóp góry Monte Cassino. Grzechem więc było nie podjechać do tego historycznego miejsca i nie odwiedzić cmentarza polskich żołnierzy. Podjechałem zaraz po załadunku i pobyłem trochę z naszymi. Przeżycie było tak wielkie, ze napiszę szczerze: od tej strony siebie nie znałem. Poniżej kilka zdjęć:

Postanowiłem zgłębić historię tej słynnej bitwy i sięgnąć po książkę Melchiora Wańkowicza – nestora polskiego reportażu, który był wtedy na miejscu. Gdy zacząłem szukać – okazuje się, że nie dość, że jest na Legimi, to jeszcze w wersji audio. Jadę więc i słucham – jak to mówią :”z czerwonymi uszami”. Bardzo ciekawie Wańkowicz pisze, barwnie – niemniej – zważając na powagę sytuacji – jak dla mnie zbyt dużo anegdot żołnierskich i śmieszkowania . Może to jest kwestia odreagowania wojennych stresów – kto wie?

(tutaj mały przypis i chwila bezinteresownej reklamy: nasze dolnośląskie biblioteki udostępniają każdemu chętnemu czytelnikowi darmowy kod do aplikacji Legimi z dostępem do tysięcy ebooków i audiobooków – nie wiem jak to jest w innych częściach Polski – ale my korzystamy)

* * *

To było w piętek. Wczoraj przejechałem całe Włochy i po lewej stronie włoskiej cholewki przejechałem przez Alpy przepiękną, tyle malowniczą, co trudną trasą na Briancon. Jeszcze miesiąc temu trasa była regularnie zamykana ze względu na duże opady śniegu. Dziś już śniegu zostały resztki.

Po przejeździe przez Alpy zasłużony odpoczynek uskuteczniłem w hotelu (bo Francja, a we francji zakaz spania w aucie), w okolicach Grenoble. Dziś natomiast spokojny, niedzielny przejazd landem przez rolnicze tereny i malownicze winnice. Tym, czego długo nie zapomnę była paella kupiona na targu w niewielkim miasteczku. Czego w niej nie było! poza ryżem jako bazą : udka z kurczaka, chorizo, małże i krewetki tygrysie. Do tego groszek, marchewka i przyprawy. Jedna porcja za 9 eurasków starczyła mi na śniadanie , obiad i kolację, przy czym na kazdy posiłek jadłem jakby inne danie ;).

Na fotce winnice z okolic Chablis. Nie jestem koneserem win (znaczy: lubię, mam nawet ulubione odmiany -ale się nie znam za bardzo) – w każdym razie Chablis to znana apelacja białego wina odmiany Chardonnay, z północnej Burgundii. I ja tam dzisiaj byłem. I obok tych chardonayów wcinałem flaczki po zamojsku.

*a na youtubku macie filmik z pierwszej części kółka – link na stronie głównej bloga.

Jedna uwaga do wpisu “dziennik podróżny (6)

Dodaj komentarz